środa, 9 sierpnia 2017

Minimalizm w praktyce

Do tego postu przymierzałam się od jakiegoś czasu. Od jakiegoś bowiem czasu sporo czytałam w tej materii (w przerwie w blogowaniu). Rzecz dotyczy minimalizmu, na którego punkcie chyba zwariowała znaczna część blogosfery.

Minimalizm - styl ubierania czy życia?


Z blogów się dowiedziałam, że moje wrodzone zamiłowanie do czarnych, białych i szarych podkoszulków czy też koszul, szarych albo czarnych swetrów..to minimalizm. Jak zwał to zwał, wyczytałam, że <<mój styl>> ubierania się nazywa się właśnie tak. 

Magia sprzątania


Początkiem była książka, którą ponoć Trzeba Koniecznie Przeczytać, czyli Magia sprzątania (Marie Kondo). Moja własna Mama, jak ją wzięła do ręki, stwierdziła, że świat zwariował, bo można napisać światowy (sic!) bestseller o tym jak sprzątać szafę. Hm…od tego się zaczęło. Potem poczytałam kolejną: Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce (Katarzyna Kędzierska) 
a potem jeszcze jedną….Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostsze (Anna Mularczyk -Meyer). 

Minimalizm - lekarstwo na nadmierny konsumpcjonizm


Konkluzja jaka nasuwa się po lekturze kilku książek, tudzież paru blogów jest taka, że  minimalizm jest odpowiedzią na konsumpcjonizm, który był/jest reakcją na braki PRL. Ale od razu też pojawia się myśl, że przecież to nie do końca tak, gdyż Autorki za bardzo czasów PRL nie pamiętają, a jak pamiętają to mgliście. 
Być może nadmierny konsumpcjonizm jest jakąś fazą, która  u jednych trwa, a u innych kończy się opamiętaniem i czasem właśnie minimalizmem, czy też -  włączeniem rozsądku. Jakimś głosem opamiętania, który zadaje w głowie pytanie: po co mi kolejna para butów, skoro w szafie leżą te, w których być może raz gdzieś byłam, i nie mówię tu o szpilkach na niebotycznym obcasie na którym można się zabić?. 
Minimalizm wersji blogo-książkowej skojarzył mi się właśnie z… racjonalnym podejściem do wydatków. I z dorosłością: najpierw jak dzieci nie znające wartości pieniądza je trwonimy po początkowym zachłyście pieniędzmi zarobionymi w korpo, a potem przychodzi chwila zadumy…doroślejemy. Nie musimy wydawać, aby być. 

Optymalizacja wydatków - chwila refleksji


Lektura  spowodowała, że zaczęłam się sama zastanawiać nad…optymalizacją wydatków z małym dzieckiem na pokładzie. To chyba najtrudniejsze! Każda mama (rodzic) wie, jak trudne są zakupy z małym dzieckiem, gdy słyszy się ciągle: kupisz?, mamo, kup mi….
Gdy jednak pozbierałam wszystkie dziecięce gazetki za jedyne 9,99 albo 8,99 do których po przyczepiane są różnego rodzaju pierdułki  i naliczyłam ich….54 sztuk - wymiękłam. 
Od dziś nie kupujemy gazetek na 5 minut (tyle średnio czasu trwa nimi zainteresowanie). Tak naprawdę każdy może sam znaleźć takie czarne dziury swojego budżetu: niby nic, ale jak policzymy - głowa boli! A zatem publicznie ogłaszam: włączam przycisk z napisem minimalizm!

Ile właściwie kosztuje telefon…???


Pod wpływem lektury, policzyłam ile  kosztuje… telefon komórkowy - jeśli kupuje się  go w sklepie. Jak idziemy do operatora- sprawa jasna. 
Gdy kupujemy go w sklepie, to koszt korzystania z telefonu, to przecież nie tylko to, co płacimy co miesiąc, czy kwota doładowania, ale i cena za którą kupiliśmy aparat. Bezwiednie <<zapomniałam>>, że jeśli nasz telefon służy przez 2 lata (24 miesiące tyle ponoć średnio żyje smarfon) to trzeba dodać uzyskaną kwotę (a dokładnie cena zakupu podzielona na 24 miesiące) do kwoty płaconej miesięcznie. Nigdy tego nie robiłam! 



... plaża w Orłowie- minimalizm w praktyce...(zdjęcie z telefonu, który ma 4,5 roku- czas obejrzeć się za nowym, bo ten już odmawia powoli posłuszeństwa...)..jesienne lato tego roku..



Przyznam, że w uświadomieniu mi tego, dużo dała właśnie lektura książek o minimalizmie, które dla mnie są książkami o…racjonalnym traktowaniu swojego budżetu czy też czasu.Pod ich wpływem przez tydzień notowałam z (tak z grubsza) ile czasu spędzam na jednym z portali społecznościowych.  Od wiosny prawie mnie tak nie ma. Może zajrzę na chwilę, ale odzwyczaiłam się i nagle mam czas na kilka rzeczy, na które zawsze go brakowało.

Każdy jednak znajdzie w książkach o minimaliźmie coś dla siebie. Przyznam, że  można się poczuć lepiej, gdy się czyta, jak ktoś się publicznie przyznaje, że  u niego w szafie wiszą rzeczy z metkami, i ma pełno <<przydasi>>, które pewnie się przydadzą, ale..w innym wcieleniu u kogoś innego na innej planecie w innym wymiarze.  

Kilka rad wzięłam do siebie i zamierzam praktykować na przykład:

- jak czegoś nie miałam na sobie od roku, to się tego pozbywam…(boli sama myśl, ale czasem trzeba dokonać ekstrakcji);
- nie wchodzę do sklepów z kosmetykami zanim coś mi się nie skończy, ba! omijam szerokim łukiem (obok księgarni to moja duża słabość);
- i w końcu muszę zrobić porządek na strychu…tam są same <<przydasie>>, szkoda na nie miejsca!;
- myślę o wardrope capsule…;


A ponieważ od znajomych ostatnio usłyszałam, iż muszą kupić nowy dom, bo w tym (przeuroczym i cudnym!) się nie mieszczą (bo nie mają gdzie chować rzeczy), to się utwierdziłam się w przekonaniu- że minimalizm (jak zwał, tak zwał) to dobra droga..zamierzam nią iść przez jakiś czas. Tym bardziej, że wychodzi na to, że i tak jestem na tej drodze, a tylko kilka rzeczy, które i tak uwierały- wypada zmienić. 

Pozostaje tylko najważniejsza sprawa, dotycząca tego jak wprowadzić minimalizm w życie w pełni  mając prawie 6-letnie dziecko??? Oto jest pytanie, warte Nobla, albo dobrego posta!


Polecam: 

Tytuł:                          Magia sprzątania. Japońska sztuka porządkowania i organizacji

Autorzy:                      Marie Kondo
Wydawca:                   MUZA
Rok wydania:    2017


Tytuł:                          Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce 
Autorzy:                      Katarzyna Kędzierska
Wydawca:                   Znak literanowa
Rok wydania:    2016


Tytuł:                          Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostsze
Autorzy:                     Anna Mularczyk-Meyer
Wydawca:                   BLACK PUBLISHING

Rok wydania:   2014

środa, 2 sierpnia 2017

Kiedy zacząć naukę czytania, część 1.

 Ten dzień, w którym mająca pięć i pół roku Młoda sama wybiera ... 

Encyklopedię Kosmosu

 (zamiast jakiejś kolejnej z Trollami, albo Barbi..) i zaczyna czytać w drodze do domu sama zdanie : Jowisz to największa planeta Układu Słonecznego, to dzień w którym warto zacząć blogowanie o książkach na nowo. To dzień, który pamiętać będę do końca życia. 
Co innego bowiem, gdy siedzisz i czytasz z własnym dzieckiem czytanki (polecam stary dobry Elementarz Falskiego!), a co innego, jak Ci - w końcu maluch - sam podejmuje decyzje, że chce tę a nie inną książkę i zaczyna ją czytać (trudne zdania, trzeba przyznać). 

Przyznam, że nie chciałam jej kupić tej encyklopedii (bo: za mała..po co jej..?), ale myślę sobie tak: jak powiem nie, to być może zabiję jakąś pasje, i zrobię nieświadomie krzywdę. I wcale nie chodzi o cenę książki (bo wygrzebana w supermarkecie na stercie <<taniej ksiażki>>, choć w sumie tania nie była), ale o to, że już nie ma ich za bardzo gdzie kłaść. Mówię zatem Młodej tak: Ok- dostaniesz ją, ale powiedz mi ile dni ma rok na ... Merkusie. Padła odpowiedź i ja też padłam, bo strzeliłam i okazało się, iż Młoda zna prawidłową odpowiedź (podpowiadam, jeśli nie znasz, bo w sumie nie musisz: w 88 dni Merkury okrąża Słońce). 


Encyklopedia - KOSMOS; 


Nauka czytania - kilka rad, by Twoje dziecko zaczęło czytać SAMO, 

pierwsza część porad 

Jest trudna, ale najważniejsze to (moim zdaniem oczywiście)
1) czytanie dziecku codziennie 

2) ważne, by widziało, że TY (tak TY!) czytasz

3) wzbudzenie w dziecku ciekawości, i pokazanie, że na dużo pytań (jak nie na większość) znajdziemy odpowiedź właśnie w książkach

4) kontrowersyjne, szczególnie w dzisiejszych czasach: najpierw nauka czytania i pisania, a potem ...tablet czy komputer (jak dziecko pisze, to i czyta!). Bardzo trudno jest nauczyć pisać kogoś, kto pisanie utożsamił z klikaniem...

5) uczyć liter od małego, sylab, - i tu powiem, że nie ma jednej, sprawdzonej metody: dla niektórych najlepsza jest metoda sylabowa , dla innych: globalna - u nas najlepiej sprawdził się...wspomniany Elementarz Falskiego

6) pójść..do okulisty i zbadać wzrok (tak, tak...zbadać wzrok - 80% dzieci rodzi się z nadwzrocznością, i czasem trzeba pomóc dziecku, by dobrze widziało)

7) tak czy siak, nauczy się czytać prędzej albo później, (chyba, że ma deficyty, ale to inna bajka, nieco smutniejsza), choć w tym wypadku lepiej - moim zdaniem - im szybciej tym lepiej, choć w szkole podstawowej i tak tę umiejętność posiądzie (chyba????)

8) ... wątku nie kończę, będę go sukcesywnie uzupełniać 





Tytuł:                          Encyklopedia KOSMOS

Autorzy:                      ?

Wydawca:                   Wydawnictwo Olejesiuk

Rekomendacja:       Rewelacja! 

To bardzo dobry, wysoce merytoryczny przewodnik po kosmosie, tłumaczony przez profesora Andrzeja Sołtana i profesor Małgorzatę Królikowską - Sołtan, co gwarantuje, że nie znajdziemy w nim baboli. Ta mini encyklopedia nie jest...dla dzieci, polecam ją głównie młodzieży, a i dorosły znajdzie coś w niej czego sam nie wie- wiedza o kosmosie nie jest bowiem powszechna. Wspaniała jest jednak też dla dzieci..., co najpierw na oglądają się "Kota Prota w kosmosie", a potem zadają mnóstwo pytań. 

wtorek, 27 grudnia 2016

Zakazane przyjemności, czyli czytaj co chcesz!




Mam koleżankę (nie jedną nawet!), której powiedziałam że prowadzę tego bloga (po co Ci on, oczywiście usłyszałam…w Twoim wieku <sic!??>, za dużo czasu masz??? ). Okazało się jednak że koleżanka zajrzała i chyba nawet poczytała co nieco. Jak się można było spodziewać, usłyszałam kolejne krytyki (* co sądzę o krytykowaniu będzie nie co dalej). 

TY <TO> CZYTASZ???? 

TO - oznacza oczywiście książki o których pisałam na blogu. Czytam i to pasjami! O co więc chodziło mojej koleżace? Ano, że niewypada bym: po pierwsze czytała fantastykę (czytam ją odkąd odkryłam czytanie, bo bajki to też przecież fantastyka!) i po drugie, że przyznałam się do czytania Phillipy G. Tak czytam, ją, - nocami na dodatek. Albo w między czasie. Między Hobsbawmem, albo Sową, albo Foucalt. Czy Gramscim- katuje Listy więzienne od wakacji…
Ale nie ma być ten post o tym co czytam, a o czym nie piszę, ale o guilty pleasure - zakazanych przyjemnościach. Rzeczach, które robimy, a co do których nie wypada się przyznać. Na przykład do oglądania z wypiekami na twarzy kolejnej Bridget [jeszcze nie oglądałam, ale z pewnością zobaczę, tak jak kolejny odcinek Wojen Gwiezdnych, które po prostu kocham!]
O TYM, ŻE NIE WYPADA [ale zdaniem kogo???] czytać literatury łatwej, lekkiej i przyjemnej. Ale dlaczego nie? Ważne, że się czyta. Ja nie mam poczucia winy, że podczytuje romansidła. Swoją drogą przekazujące mimo woli sporą dawkę faktów historycznych, pisanych bowiem, przez dobrze wykształconą historyk. 

Stąd też - czytaj co chcesz!, i ile chcesz w Nowym Roku! I szwedzkie kryminały, i fantastykę i romansidła dla kucharek. Swoją drogą zastanawiam się dlaczego dla kucharek?, jak się gotuje to raczej nie ma czasu na czytanie, bo ciągle coś trzeba mieszać, sprawdzać… 


A co do krytyki…cóż czasem inni do zwierciadło, mówią nam to czego nie chcemy usłyszeć, bo musimy się z tym zmierzyć. Na przykład z tym, że nie ma lepszej czy gorszej literatury, a my takie przekonanie wynieśliśmy z czasów gdy podział szkoły adorno na kulturę wysoką i niską miał się całkiem dobrze. W dzisiejszych czasach popkultury ten podział jest zupełnie pozbawiony sensu. 

Dlatego czytaj co chcesz! - tego bloga też :-), 
ale pamiętaj! 

CZYTAJ! 


ps. w Święta obejrzałam wszystkie części Bibliotekarza , a co!

sobota, 17 grudnia 2016

Dwie królowe - Philippa Gregory

Hm. Nie wiem od czego zacząć, bo…to najgorsza książka Philippy Gregory, jaką do tej pory czytałam. Dwa tygodnie przymierzałam się do tego wpisu. W pierwszym odruchu, chciałam pominąć tę książkę, ale potem doszłam do wniosku, że byłoby to nieuczciwe wobec Was. Jestem fanką książek Philippy Gregory, ale nie bezkrytyczną. 

Dwie królowe

...zapowiadały się dobrze...: trzy narratorki opisujące wydarzenia ze swej perspektywy: Anna Kliwijska, Jane Boleyn i Katarzyna Howard  są nader interesującym pomysłem literackim i - przyznajmy, dość trudnym w realizacji, gdy się tak pisze powieść.

Anna Kliwijska, postaci tragiczna, kolejna żona Henryka VIII, pojawia się na pełnym intryg dworze nie znając języka ani obyczajów. Chce być matką i żoną…chce ale nie spełnia swojego marzenia. Pierwsze spotkanie z Henrykiem VIII okazało się być katastrofą zapowiadającą jeszcze gorsze. Upokorzona, ale żywa odchodzi w cień. 

Jane Boleyn, żona Jerzego, którego poznać można było w poprzednim tomie, przeżyła gdy on wraz z Anną zostali zgładzeni. Przeżycie ma swoją cenę: jest zgorzkniała, zgyźliwa  i …szalona. Ma krew na rękach, donosi wujowi, zdając sobie sprawę ze swej niezbyt ciekawej sytuacji. Moralnie: bardzo dwuznaczna osoba. 

Katarzyna Howard, piąta żona Henryka VIII: panna mająca w głowie suknie i świecidełka, lawiruje jednak tak, aby przeżyć. Młode dziecko, które musi żyć w świecie wyrafinowanych dorosłych specjalizujących się w intrygach.


...tym razem książka nie przypadła mi do gustu....

...konkludując...


Książkę wymęczyłam, i jakieś dwa tygodnie zastanawiałam się, czy brać do ręki kolejną. Źle mi się aj czytało, odnosiłam miejscami wrażenie, że tym razem, książka została napisana w dość dużym pośpiechu i…tylko dlatego, ze musiała być napisana (wymęczona?). 
Chyba  tylko ja w <<całej literackiej polskiej blogosferze>> [czytaj: mnie znanej] ja mam negatywne zdanie o tej powieści. Za to kolejna...to po prostu petarda! ale o tym w przyszłym tygodniu.


ps. Przerwa w pisaniu spowodowana była tym, że przypałętało się do mnie <<cuś>> co wymagało antybiotyku, i niestety w nadrabianiu zaległości, praca miała priorytet. 


Tytuł:                          Dwie królowe
Autorzy:                      Philippa Gregory

Wydawca:                   Książnica

Rekomendacja:       No cóż.....na własne ryzyko!

czwartek, 24 listopada 2016

Kochanice Króla

Genialne!

I na tym mogłabym skończyć post. 
Książkę czyta się warto, lekkim piórem została napisana opowieść o dwóch kobietach z rodu Boleyn'ów - Annie, która zdetronizowała pierwszą żonę króla  (tom I - Anna Kastylijska) i Marii, głównej narratorki.



...bardzo gruubbaaa i bardzo ciekawa...



Dwa poziomy narracji


Powieść można odczytywać dwutorowo. 
Tor pierwszy - to narracja Marii Boleyn, która została kochanką Henryka VIII w wieku 14 lat (sic!), i matką dwójki jego dzieci. Tu możemy śledzić siostrzaną rywalizację o mężczyznę, smutną opowieść o kobietach próbujących przetrwać w świecie niezbyt przychylnym. Dwie siostry, dwa odmienne charaktery: poddająca się i uległa we wszystkim (i wszystkim) Maria i walcząca ( idąca po trupach - dosłownie) do celu Anna.

Tor drugi - to opowieść o pozycji i przedmiotowym traktowaniu kobiet w ówczesnych czasach. Kobiety (zarówno Maria jak i Anna) wykorzystywane przez wujka (stręczyciela chciałoby się napisać), były wręcz wsadzane do łóżka Henrykowi, tylko po to, aby osiągnąć korzyści (tytuł, ziemie...). Korzyści które omijały raczej Marię (nie zyskała nic), a trafiały do Howardów, czy też Anny, która umiała zadbać o swoje interesy.
 To historia przerażająca. Szczególnie fragmenty, gdy Maria tłumaczy wieśniakom, że jej pozycja w niczym nie różni się od nich. Jest niby wielką panią, ba! kochanką króla, ale nie ma nic. Autorka ukazała też tragedię kobiet, gdy zostają wdowami, i ich dochody zależą od widzimisie kogoś wyżej postawionego, od którego zależy wdowia renta. Świat przerażający. I gdy się czyta, jak wyglądało życie kobiet, jakby nie patrzeć uprzywilejowanych, to smutek ogarnia gdy pomyśli się o tym jak wyglądał dzień powszedni zwykłych kobiet.

Historia...


Równie wciągająca jak historia dwóch kobiet, jest opowieść o tym jak kształtował się w Anglii Kościół Anglikański, czyli jaki był powód zerwania z Rzymem. Krótko mówiąc Henryk VIII chciał rozwodu z Anną Kastylijską, aby móc ...przespać się z Anną Boleyn, gdyż ta postawiła warunek (w przeciwieństwie do swojej siostry, Marii), iż ulegnie Henrykowi tylko jako jego żona (co nie znaczy, iż nie odwiedzała go w sypialni wcześniej). 


Powieść Phillippy Gregory - Kochanice króla : konkluzje


Przeczytałam w jeden weekend, z zapartym tchem, choć wiedziałam jak się potoczy historia, że Anna zostanie królową, że nie urodzi Henrykowi potomka, że ...straci życie na szafocie. Maria Boleyn, która będąc żoną była jednocześnie kochanką króla i matką jego dzieci, wyszła dwa razy za mąż. Przeżyła Henryka VIII. Powieść ta, to również powieść o jej dojrzewaniu. 
To jedna z lepszych powieści jaką przeczytałam w ostatnim czasie. I chyba skuszę się na film, aby skonfrontować ekranizację z pierwowzorem literackim.





Tytuł:                          Kochanice króla
Autorzy:                      Philippa Gregory

Wydawca:                   Książnica

Rekomendacja:         GENIALNE!





środa, 16 listopada 2016

Naturalnie, ...NATURALNIE!


Tydzień temu trafiła w moje ręce genialna książka genialnego kucharza. Alain Ducasse. Fanom kuchni nietypowej (może dla nas - mieszkańców kraju nad Wisłą nietypowej?) nie trzeba książki długowyczekiwanej na polskim rynku przedstawiać.


Naturalnie według Alaina Ducasse


Książka przedstawia swoistą filozofię życia wręcz: gotuj naturalnie, kupuj na lokalnych rynkach, unikaj przetworzonej żywności..i co najważniejsze: jedz zgodnie z porami roku. 

Nie jest to książka wegetariańska czy też wegańska. 


Ale od początku...


Na początku mamy zaprezentowane poglądy...na życie bardziej, niż na tylko li sposób przyrządzania posiłków. Czyli dlaczego warto chodzić na targ,  czemu lepiej korzystać z koszyka, aniżeli z plastikowej torby...Dlaczego warto kupować produkty ekologiczne (chyba nikogo nie trzeba do tego przekonywać!), wreszcie dlaczego warto kupować od lokalnych dostawców i po co popierać zrównoważone rybołówstwo. I że lepiej jeść mniej mięsa, a więcej warzyw! 
Jak się domyślacie- taka filozofia mi odpowiada, bo jest de facto moją filozofią!


...interesujący spis treści..

Wszystkie przepisy pogrupowane są porami roku - co w przypadku korzystania głównie z sezonowych produktów jest po prostu sensowne i logiczne. 
Lepsze są zawsze truskawki prosto z pola, niż te prosto ze szklarni podsypane połową tablicy Mendelejewa. 

... zima...

Bardzo fajne są nienachalne wstawki dotyczące wybranych produktów, jak na przykład ....





....jabłek!


Dużą zaletą książki oprócz bardzo ładnych fotografii jest to, że przepisy są..nieskomplikowane i wszystkie zachęcają. No, może nie wszystkie..te z mięsem mnie nie zachęcają :-), ale podejrzewam, iż mięsożercy się skuszą. Przepisy nie są typowe dla polskiej, ciężkiej kuchni, albo tej którą proponuje Pan Okrasa w książce, którą można dostać za 1 grosz, gdy się kupi za ...300 PL produktów w   jednej z sieci sklepów (o tej książce za moment na blogu będzie, mam już ją bowiem od tygodnia...).




...apetycznie wygląda, nie dam tylko jednego składnika..zgadnij czego nie dodam? :-)...


Podsumowanie, czyli brawo Wydawnictwo Dwie Siostry!



Książka jest genialna, genialne są i przepisy, i wydanie książki. Wydawnictwo Dwie Siostry do tej pory kojarzyło mnie się głównie z książkami dla dzieci, a tu taka miła i smaczna niespodzianka. W książce każde zdjęcie (no, prawie każde :-), zachęca do tego, aby przepis wypróbować. Bardzo przydatny jest indeks potraw według czasu ich przygotowania. 
Naturalnie, prosto, zdrowo, smacznie!
GENIALNIE chciałoby się dodać. 
Aha, w książce nie znajdziesz mnóstwa ciast z kremem, czy serników, ale  wiśniowe clafoutis z migdałami i tak lepsze!



Tytuł:                           Naturalnie, prosto, zdrowo, smacznie
Autorzy:                      Alain Ducasse, Christophe Saintagne, Paule Neyrat

Wydawca:                   Wydawnictwo Dwie Siostry, 2016

Rekomendacja:         MUST HAVE !!!!


środa, 2 listopada 2016

Wilno, wspomnień czar....smaków czar...

Wilno, ...ach Wilno..


Uwielbiam pięknie wydane książki kucharskie, które zawierają nie tylko przepisy czy zdjęcia, ale i opowieści. 

Wilno. Rodzinna historia smaków

...ech te smaki z dzieciństwa...

Pozycja "Wilno. Rodzinna historia smaków" jest takim przykładem. Skusiłam się na zakup głównie dla przepisu na śliżyki. Moi Dziadkowie z obu stron to „Wilniuki”, całe moje dzieciństwo to opowieści o pięknie tamtejszej ziemi. To smaki i zapachy prawdziwego chleba z pieca chlebowego, którego nie wolno jeść na gorąco bo będzie „skręt kiszek”, to podsytka na wigilijnym stole i ziemniaki jedzone niemal codziennie w milionie postaci. Śliżyki Babcia zawsze robiła „na oko”- Babci nie ma a ja nie umiem powtórzyć smaku, może dzięki tej książce się uda. 


...lizaki...

Autorka doskonale oddaje tamtejszy klimat. Pięknie opowiada o tradycjach i codziennym życiu, oprowadza nas po całym Wilnie i mniejszych miejscowościach. Odwiedzamy ryneczki i restauracje oraz kuchnie tamtejszych gospodyń- a kuchnie to nie byle jakie. 
Litewska pani domu nie zaprasza na kawę- tam przypadkowe wstąpienie do kogoś na chwilę kończy się ucztą, nie do wyobrażenia w zachodnim, zaganianym świecie. U nas w domu jak pojawiali się goście – stół musiał być migiem zastawiony aż do ostatniego skrawka. Teraz już rozumiem skąd się to wzięło. 

...a może to nie jest książka kucharska???...

Świetne są przypisy Babci Genowefy, babcine wariacje na temat przepisów. Czy ktoś wie, że wystarczy do kiszonej kapusty dodać kilka plasterków buraków a nabiera kapusta pięknego koloru. Takich smaczków jest tam mnóstwo !


...raczej nie dla vegan :-)..., ale poczytać też mogą !...


Książka z kategorii must have dla miłośników tradycyjnej kuchni pełnej mięsa i śmietany. 
                                                                                          

           Reniferka


Tytuł:                           Wilno. Rodzinna historia smaków
Autorzy:                      Ewa Wolkanowska-Kołodziej

Wydawca:                   Wydawnictwo Agora, 2016

Rekomendacja:         MUST HAVE DLA MIĘSOŻERCÓW! (Vege mogą poczytać!)